wtorek, 7 kwietnia 2009

CYGAŃSKI KUPIEC Z SYNEM EMIGRUJĄ NA WSCHÓD (SYTUACJA JEDNAK OKAZAŁA SIĘ GORSZA OD ICH PRZYPUSZCZEŃ)

CYGAŃSKI KUPIEC Z SYNEM EMIGRUJĄ NA WSCHÓD (SYTUACJA JEDNAK OKAZAŁA SIĘ GORSZA OD ICH PRZYPUSZCZEŃ)

Ojciec był, więc on był. Proste - niczym hasło
po zewnętrznej stronie
drzwi rodzinnego sklepu:
ZAPRASZAMY - ZAMKNIĘTE - synojcowska mantra
dwóch śmiertelnie poważnych, skupionych katarynek.

Sajmon! Jedziemy na wschód! Pakuj się synu! W drogę!
Za złodziei nie wzięli,
ani za terrorystów, ani za huliganów,
nawet nie za cyganów.

Jednak nie żyją, ojciec
pewnie się wierci jeszcze,
przy śmierci od upływu krwi
to raczej normalne,
przy dziurze w sercu toczy się to odrobinę szybciej,
więc syn już zdążył obrać pozycję w której będzie/
w której chciał być zabrany.

Lato w Bombaju gorące,
na asfalcie zostaną
dwa odciśnięte, szczere
przedagonalne uśmiechy.