niedziela, 29 marca 2015

Święta Pężyrka we śnie szkatułkowym



Spotykamy Pężyrkę na Rynku Siennym, w histerycznym, marcowym słońcu. Wszystko rzuca cień, a ona stoi z zamkniętymi oczami, twarzą do twarzy słońca i porami skóry wychwytuje fotony. Dostrzegamy jak, niczym maleńkie pyski glonojadów, jej pory wsysają cząstki światła, które rozpycha się pod skórą twarzy, wprawiając ją w ledwie zauważalne wibracje. Jednocześnie pod powiekami oczy poruszają się szybko na boki, ponieważ Pężyrka znajduje się w fazie REM. Brwi ma ściągnięte od koncentracji, śni bowiem wymagający i skomplikowany sen szkatułkowy, w którym jest długim, białym, niezwykle zabawnym zwierzątkiem, poruszającym się zwinnie, lecz straszliwie chaotycznie, za pomocą bardzo krótkich kończyn. Czymś w rodzaju surykatki-albinosa. Raz po raz zatrzymuje się, staje na tylnych  łapkach  i przypominając włochaty peryskop analizuje scenografię. Otacza ją pustynia, bardziej amerykańska, niż afrykańska, raczej sucha trawa i sukulenty, a nie hektary złotego piachu. Wszędzie wokół porozstawiane są meble sakralne, w cieniu których kryją się przed słońcem mieszkańcy pustyni. W rzeźbionych konfesjonałach siedzą małpy preriowe o futrach koloru khaki i wielkich, turkusowych nosach, pod ołtarzami wylegują się pastelowe jaszczurki o gabarytach owiec, kunsztownie zdobione stalle upodobały sobie opasłe, czerwone kapibary, klęczniki zaś okupują srebrzyste pancerniki. Wszystkie plastry cieni rzucanych przez meble są ściśle wypełnione rozleniwionymi zwierzętami,  słońce praży niemiłosiernie, podnosząc temperaturę do 50 stopni, a w kosmatej głowie Pężyrki kiełkuje panika. Zaczyna biegać gorączkowo od mebla do mebla jak kulka po flipperze, a nie znalazłszy schronienia, wykończona pada na plecy, przez chwilę pazurami nerwowo skrobie powietrze, po czym traci przytomność.
Budzi się zlana potem, w domu rodzinnym w Wasilkowie, w wielkim, błękitnym łóżku kuzyneczki Klary, w pościeli pachnącej jaśminem i orzechami. Piegowate plecy kuzynki wystają spod pierzyny. Miarowy, senny oddech lekko napina skórę. Pężyrka kładzie dłoń na jej karku, złączone palce przesuwa w dół, wzdłuż kręgosłupa. Klara wypręża grzbiet i cicho mruczy. Rudy kot unosi się z drewnianej podłogi jak puchaty dron i przeciągle miaucząc fruwa po słonecznym wnętrzu. Z patefonu leci Happiness is a Warm Gun w lekko zwolnionym tempie. W kuchni matka Klary − ciotka Andżelika − wtóruje Lennonowi lepiąc cepeliny. She’s not a girl who misses much. Do do do do do do do, oh yeah. Pężyrka wsuwa dłoń pod bawełniane figi Klary, która wypinając lubieżnie tyłek dołącza do matki i Johna. She’s well acquainted with the touch of the velvet hand. Zza okna dobiega zawodzenie podekscytowanego chóru staruszek, które zwęszywszy dziwność I zbliżający się niechybnie cud, powyłaziły z okolicznych domostw. When I hold you in my arms / And I put my finger on your trigger / I know nobody can do me no harm / Because happiness is a warm gun. Klara odwraca się ospale i zamiast zadziornej, piegowatej twarzy ukazuje kuzynce ubraną w grymas podniecenia, pomiętą i zniszczoną od preriowego słońca facjatę starej małpy preriowej. Happiness, bang, bang, shoot, shoot – cedzi przez zęby, a z jej turkusowego nosa szelmowsko spływa zielonkawy gil.                                                                                                           Widzimy teraz Pężyrkę, która pośrodku białostockiego Rynku Siennego, bełkocząc coś o karmie bezbożnych mangust, kreśli w powietrzu paniczną geometrię i chciwie rozchyla powieki, pragnąc jawy.  Szklistym wzrokiem przestrzeliwuje przestrzeń, raz po raz zawieszając go na najbardziej wyrazistych elementach. Słońce powoli osuwa się w kierunku horyzontu, czerwieniąc kocie łby Młynowej i Pięknej. Tatarska dziewczyna z wózkiem dziecięcym przystanęła koło zakładu szewskiego i z niepokojem lustruje Pężyrkę, która uspokoiwszy się nieco, rusza z miejsca, podchodzi do Tatarki i uśmiecha się dziko półgębkiem, po czym kieruje wzrok na dzieciaka w wózku, który natychmiast zaczyna wyć, pewien, że za moment zostanie zjedzony.  


niedziela, 22 marca 2015

Czaplinianka River, marzec 2015


odwilż.
wiosna zapłodniła wioskę. 
w cienie tym głębsze, im ostrzejsze światło
włazi się i z nich się wgapia krowio
we wrzaskliwe słońce rozpruwające rzekę.