niedziela, 20 czerwca 2010

fiaska niedzielne



Wypalona papierosem dziura w ślicznej, modrakowej sukience.
Stłuczone ucho wielkiego, rustykalnego dzbana.
Tradycyjne, coroczne zgubienie w lesie okularów przeciwsłonecznych i ich, mimo usilnych starań, również tradycyjne, nieodnalezienie.
Nieodnalezienie metafizyczne - Matki Gąskiej Gałązki - drewnianej patronki strzegącej podmiejskiego lasu, choć przecież jej akurat nie da się zgubić - przez dziesiątki lat tkwi w tym samym pachnącym miejscu, łypiąc wielkimi ślepiami znad gęsiego dzioba.
Z pozycji horyzontalnej kątem oka spostrzeżenie składanej pompki rowerowej, próbującej się dobrać do mojego Pilsnera. Ładna, poręczna pompka, nie powiem, ale utraty ulubionych szkiełek za cholerę nie zrekompensuje, Pierdolnięty Wielki Gadżeciarzu, słyszysz?
Uroczyście oświadczam, że wbiję Ci ją w oko, wiesz które, i wypompuję hektolitry łakoci, Bastard!
Basta. W dżungli symboli obserwowanie spode łba złodziei kierunkowskazów. Miliony życiek sponsorowanych przez mimikrę.
Dziękujęgratulujędziękujęgratuluję - po lewej stronie mantruje telewizor spuchnięty od emocji wieczoru wyborczego.
Nie byłem na wyborach. Zaspałem, śniło mi się
podobieństwo wsiąkania kropli deszczu w glebę do kopulacji,
i wypływania kropli z kranu do porodu.
Obudziłaś mnie szeptem: chciałabym mieć tak wielką łechtaczkę, żebyś mógł po niej skakać.

1 komentarz: