
Jest jednak nieco lepiej niż mogło się wydawać.
Po paru latach znowu mi wylazły
jakieś syfy na mordzie i plecach,
wciąż jestem w stanie zrobić całkiem wysokie ollie
i pogodziłem się z własnym fiutem, choć nie da się ukryć,
że jest to szorstka przyjaźń.
Ponadto miewam serie
odmładzających snów.
Siedzimy z Zagajewskim w mojej rupieciarni,
czytam mu wiersz Bukowskiego - jeden z tych o ruchaniu
niedomytych ulicznic, albo coś w tym guście.*
I widzę, że facet nagle odpina górny guzik
koszuli, potem się zaczyna
pocić, leci z niego, jakby się odcedzał,
nagle trzęsąc się charczy, takie, powiedzmy
hhheh, hehhhh, hhhhhh i pada
bledziuteńki, sztywniutki
pod moimi nogami.
W innym śnie łazi Mitoraj
wyraźnie wkurwiony
kombinuje, ciska się, zgubił gdzieś Zeusa
i cały pierdolony mentalny Akropol
i swój grecki profil. Mówię mu: Igor,
Igorek, Igoruniu, słuchaj, to jest pipka,
bzdurka, przejechany jeżyk,
kleksik z gówna na klapie,
przestań łazić, bo wkurwiasz,
w tym śnie Adam wciąż żyje,
więc bawię się w swatkę i mówię
zdecydowanie nierealnie oraz patetycznie:
on czeka, Igorze, popija
koniaczek i gmera w spodniach,
a ich wzwiedzione wnętrze wie,
że przypłyniesz i BĘDZIESZ.
Na koniec Karol Okrasa
przyrządza swojej matce
jej ulubione danie.
Nikt nigdy nic i nigdy nikt nic takiego nie stworzy - myśli.
Obserwuję zza stołu.
Karol ma brudne paznokcie.
Zwracam mu na nie uwagę.
Spogląda, pąsowieje. I bierze wykałaczkę
i czyści, czyści, czyści.
I choćbym nie wiem jak bardzo,
jak kurewsko usilnie
starał się nie dopuścić
do świadomości tej wiedzy,
to wiem i się nie odwiem,
czym były brązowe smugi
skrzętnie przez Okrasę
skrobane spod paznokci.
*powiedzmy, np. ten:
jedna z najbardziej rajcownych
nosiła platynową perukę
twarz miała uróżowioną i upudrowaną
i szminką
powiększyła sobie usta
jej szyja była pomarszczona
ale ciągle miała pupę młodej dziewczyny
i niezłe nogi.
nosiła niebieskie majtki, zdjąłem je
podniosłem jej sukienkę i przy migającym telewizorze
wziąłem ją na stojaka.
chwilę trudziliśmy się na środku pokoju
(pierdolę się z mogiłą – pomyślałem – wskrzeszam
umarłą, to cudowne
tak cudowne
jak jeść zimne oliwki o trzeciej nad ranem
kiedy pół miasta stoi w płomieniach)
i spuściłem się.
zatrzymajcie sobie, chłopcy, swoje dziewiczki
a mnie dajcie rajcowne stare pudło na wysokich obcasach
i z pupą która zapomniała się zestarzeć.
ma się rozumieć, potem znikacie
albo schlewacie się w trupa
co na jedno
wychodzi.
my przez cztery godziny piliśmy wino i oglądali telewizję
a kiedy poszliśmy do łóżka
żeby przespać tę sprawę
zostawiła sobie w ustach zęby
na całą noc.
(z książki Miłość to piekielny pies, tłum. Leszek Engelking, wyd. NOIR SUR BLANC, Warszawa 2003, oryg. 1977)
na zdjęciu Łucja i Tobiasz Cofta
genialne! powrót do fazy analnej i to cudzej (!) musi być odmładzający! życzę kupy radości na święta Janoszku, zębów na całą noc i odświeżaczy powietrza o zapachu mirindy, buziaków moc!
OdpowiedzUsuńSałateńka, danke very much, szczególnie zęby się przydadzą, chociaż mogłabyś w swojej hojności zwielokrotnić "całe noce"; jedna jednak trochę mało :)
OdpowiedzUsuńWszystkiego Dobrego na te zacne i dziarskie świętunia i do zobaczenia w drugie święto na obiedzie u Twojej mamy. Kocham Cię niezmiennie. Paaa. ;-)
Dzięki, że obiad się udał, nigdy nic nie wiadomo ;) zwielokrotniam Ci noce, co mi tam, nie wyrósł jeszcze taki wąż, który by mi się zmieścił do kieszeni. ;)
OdpowiedzUsuńJest jednak nieco gorzej, niż mogłoby się wydawać
OdpowiedzUsuńPo paru miesiącach znowu mi wylazły
jakieś syfy na mordzie i dekolcie,
choć wciąż jestem w stanie zrobić całkiem wysoki suflet
i pogodziłam się z przeszłymi fiutami, choć nie da się ukryć,
że zawsze żyliśmy w przyjaźni.
Ponadto miewam serie
paraliżujących koszmarów.
Siedzimy z Pewnym Panem w mojej sypialni,
czytamy nasz wspólny wiersz - jeden z tych o ruchaniu
i dragach, albo coś w tym guście.
I widzę, że facet nagle odpina górny guzik
spodni, potem się zaczynam
pocić, leci ze mnie, jakbym od roku nie,
nagle trzęsąc się jęczę, takie, powiedzmy
hhheh, hehhhh, hhhhh, a on pada
siniuteńki, sztywniutki
między moimi nogami.
W innym śnie łazi Katullus
wyraźnie wkurwiony
kombinuje, ciska się, zgubił gdzieś Muzy
i cały pierdolony mentalny Akropol
i swój grecki profil na fejsbuku. Mówię mu: Kocie,
Kotek, Kochanie (choć tego nie lubi), zapomnij, to pipka,
bzdurka, przejebany jeżyk,
kleksik z gówna na kartce,
przestań pisać, bo wkurwiasz;
w tym śnie Adam wciąż pije,
więc się nie bawię i mówię
zdecydowanie nierealne oraz patetyczne!
On czeka, Kochanie, popija
co znajdzie i gmera w spodniach,
a wzwiedzione wnętrze wie,
że popłynęłam i NIE BĘDĘ.
Na koniec Magda Gessler
przyrządza kolejnemu mężowi
jej ulubione danie.
Nikt nigdy nic i nigdy nikt nic - myśli.
Nie ma na co patrzeć.
"Nowy" ma brudne paznokcie.
Zwracam mu na nie uwagę.
Spogląda, pąsowieję. I bierze mnie za pewnik
i czyści, czyści, czyści.
I choćbym nie wiem jak bardzo,
jak kurewsko usilnie
starał się nie odpuścić, stracić
i świadomość, i wiedzę,
to wiem i się nie odwiem.
Czym były brązowe smugi
skrzętnie przez Kochanie
skrywane pod kołdrą?
Znick