wtorek, 27 stycznia 2015

OtO





   Oto śni mu się znowu, rachityczna jak miniaturowa wierzba, namalowana jednym smukłym pociągnięciem, nietrwała jak smuga.   Z nieczytelnego ciała, jak u Dalego, raz po raz wysuwają się szuflady, wydając odgłos podobny do sunącej po śniegu narty. Podchodzi do niej i z jednych szuflad do drugich przekłada różnobarwne, obłe przedmioty, pozornie coś w rodzaju skamielin, nieprzypominające jednak niczego wcześniej dotykanego. Jej skóra jest mokra od pachnącej chlorem wody i jest to niewątpliwie woda z pływalni miejskiej, gdzie nie tak dawno w damskiej toalecie łapczywie wylizywał wrzącą przestrzeń pomiędzy jej udami. Posiadała wówczas jaskrawą cielesność obsypaną licznymi szczegółami, teraz, we śnie, kiedy jest zaledwie substancją, szczegóły trzeba sobie dowyobrazić. Przezroczysty wzrok, półeczki obojczyków, mokre, marchwiowe strąki przyklejone do białych policzków, surowy fiolet sutków, rozstępy spowodowane ekspresową utratą tłuszczu, grymas bólu wywołany przez przesuwające się wewnątrz mglistego ciała szuflady, które teraz jedna po drugiej rozpuszczają się, pozostawiając czarne, prostokątne otwory. Punkt widzenia, jak kamera, przemieszcza się powoli w kierunku jednego z nich, nieruchomieje na moment, pozwala przyjrzeć się czerni, aby po chwili wystrzelić wgłąb, pozostać wewnątrz i zniknąć.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz