środa, 21 stycznia 2015

wtem





!WTEM! po dwóch latach, niby przypadkiem, włącza ówczesny hicior i następuje barbarzyński szturm dwuletnich odczuć, flashback w formie postrzępionej kaskady - Piątkowo, jej mieszkanie przestrzelone słońcem, żołądkowa albo Slantchev Briag z freshmarketu przy pętli tramwajowej i człapanie zbliżającego się nieodwołalnie finiszu tej hiperimprezy.
    A potem nagle czuje puls w kroczu i spostrzega, że jest ostatnio tak pobudzony i obolały bynajmniej nie z powodu wydłużającej się w nieskończoność abstynencji seksualnej, ale dlatego, że to ciężkie, pożydowskie miasto wiruje na końcówce jego penisa jak talerz na patyku cyrkowca.
    A potem niby przypadkiem zerka na swoją mordę odbitą w witrynie i próbuje rozkminić jak z taką mordą zrównoważyć to wszystko, wypośrodkować, jak wystawić tę mordę do walki z resztą świata nie skazując się z automatu na klęskę.
    A potem, jak ona kiedyś, przemieszcza się na wskroś miasta, gładzi mury jak smuga, przenika albo wbija się jak klin i rozłupuje tłum, architekturę, rozdmuchuje hałas, szpera w szparach, wszczepia się w szczeliny, nie chcąc, nie zamierzając, zatwierdza kształty, układa w konstelacje bryły bloków, plamy parków, rozprasza się, rozprzestrzenia, wala po zaułkach.


1 komentarz:

  1. jeśli morda walczy z resztą świata i tak skazuje się na klęskę, ale... co innego ma morda do roboty jak nie walczyć?

    OdpowiedzUsuń