sobota, 23 lipca 2011

porany

Śśśni mi się, śśśni się jedyny dobry wiersz, który napisałem, e tam dobry, genialny! Wybitny!
I to jest ten moment tuż przed ostatnim wersem. Albo nie! Storczyk o warżce intensywnie wybarwionej, gładkiej, o chętnych i słodkich, śliskich od rosy i nektaru płatkach okółka wewnętrznego, prężnym prątniczku i idealnej konsystencji masy pyłkowej w pyłkowinie. I to jest ten moment tuż przed moim z nim zespoleniem albo nawet zwyczajnie przed polucją. Albo nie! Babcia mnie wita w drzwiach i płacze ze szczęścia: "Grzesiu, kupiłam ostatnio w kiosku zdrapkę Złota Rybka i zdrapuję, zdrapuję, zdrapuję i ciągle same szare, ale nagle w jednym rzędzie po ukosie pięć złotych rybek! I wiesz ile wygrałam? E tam wygrałam! Wygraliśmy! Zresztą zaraz Ci powiem, bo jest coś jeszcze - mój doktor, wiesz, ten wszystkolog, wszystkoista, bożek, skacząc ze szczęścia na swojej jedynej nodze aż pod sufit wykrzyczał, ze będę żyła jeszcze..." I nagle bum! Łokieć w ryj. Ojejku sorry, Grzesiu. Jezu, jak, kurwa gorąco, weź rozchyl to okno,
i błagam, zgaś to słońce! Boże, ale mnie pokąsały w nocy jakieś jebane moskity albo pchły, trzeba by kota przebadać, ostatecznie uśpić. Całe ciało mnie swędzi, weź mnie tu podrap, nie tu, wyżej, wyżej. O kurwa! Co to jest? Co mi tu wyrosło? Wągier? Węgier? Wagon? Trzecia noga, piąta warga sromowa? Grzesiu! Wzywaj karetkę. Albo nie! Chodź się kochać! Boże, jakiś ty duży. Aha! Nie możemy. Ja mam to coś tam tutaj, a ty tamto coś gdzieś tam. Szlag by to! Zapomniałam. To chodź już spać. Czemu nie śpisz? Jest szósta rano, jebie cię? No chodź już, chodź, wtul się we mnie. Ojej , jak dobrze. Wiesz jakie miałam sny? Niesamowite, masakra. Jutro Ci opowiem, znaczy dzisiaj, chrrrrr...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz