niedziela, 11 września 2011

PRZYJACIELE

Kochana Przyjaciółko,
starając się trawić
jak najdelikatniej,
efektywnie, ale niezauważalnie
(kochana, nie myl z "dyskretnie"),
robię pod siebie.

Kochana Przyjaciółko,
to miasto, ten kraj
wbrew naszym nadziejommm,
wiarommm, nawet oczekiwaniommm,
nie stał się bardziej obły,
przeciwnie - ekshibicjonistycznie
permanentnie wysuwa
totalnie uzbrojone
armie kantów.

Kochana Przyjaciółko,
napierdalając autostradą
nie dojrzysz jeża -
znaczący i po stokroć naznaczony banał
między paprocią a drzewkiem czeremchy.
Dioptrie naszych soczewek
są przeciwstawne, drży szkło,
wrzask, bębenek Oskara przebudził
pytajnik. CO? KTO? KTÓRE? i KIEDY?
JAKA RÓŻNICA? Czekam.




Najgłupsza impreza w dotychczasowym istnieniu zostawiła kilogram gipsu i 16 ton niesmaku. W moim wieku użerać się ze shumanizowanym śmieciem o aparycji, kulturze i mentalności mutanta zrodzonego z szympansicy zerżniętej przez koguta, który to śmieć nie wiedzieć czemu ma:
1. IMIĘ (******)
2. NAZWISKO (*****)
3. (last but no least) STOPIEŃ NAUKOWY (**)
jest czynnością tyleż bezcelową (Tomku, kochany, przepraszam, że dane Ci było uczestniczyć w tej hucpie), co karkołomną i ostatecznie głupią. Moja wina, moja wina, moja bardzo durna wina - nie wyczułem smrodu napalmu w negatywnej energii skarlałego chomika. A wystarczyło się skupić, jak sądzę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz