czwartek, 22 stycznia 2009

dada lives in posen czyli antyintertekst po kilku głębszych

W środę, 21.01. odbył się w Zamku niebanalny meeting z trzema znakomitymi poetami - Edkiem Pasewiczem, Jackiem Gutorowem i Eugeniuszem Tkaczyszynem-Dyckim (wdzięcznie przeprowadzony przez Jerzego Borowczyka i Krzysia Hoffmana). Trzy kompletnie różne osobowości, trzy odrębne wszechświaty literackie. Jak to zwykle bywa na tego typu wieczorkach, po mniej lub bardziej ciekawych wynurzeniach twórców, będących zazwyczaj odpowiedziami na pytania prowadzących oraz deklamacji kilku wierszy z (najczęściej) najnowszych tomików zacnych gości, nadchodzi czas na pytania od publiki. Zazwyczaj zapada wtedy głucha, krępująca (głównie ową publikę) cisza, tym razem jednak padły dwa pytania. Pierwsze - w kontekście niniejszego postu - kompletnie nieistotne, więc pozwolę sobie je pominąć. Drugie, zadane przez pasjonatkę poezji w wieku mniej więcej średnim brzmiało, pi razy oko, tak: "Pomijając dzielące Panów stylistyki, zainteresowania estetyczne i, ogólnie rzecz biorąc, totalną odmienność Pańskich poetyk, czy byłoby kiedykolwiek możliwe połączenie artystycznych sił i stworzenie przez Panów wspólnego dzieła? (sic!)". Wśród publiki uśmiechy politowania, twórcy raczej skonsternowani, chwila namysłu i jednogłośne: "nie, jest to technicznie niemożliwe". Rzeczywistość to jednak często zbiór psikusów, tak więc na afterze w Edkowym Hallo Cafe, dadaistyczna zaróweczka zaświeciła nad głowami obecnych, czego wynikiem niespodziewanie składny antyhipertekst dadaistyczny napisany "na przemian" przez Pasewicza, Gutorowa i Tkaczyszyna-Dyckiego. Duch dada objawił się w bardzo prostym zabiegu-zabawie - wiersz rozpoczął Edek, po czym zagiął kartkę, kolejny autor (Gutorow) nie widział więc wersu Edka, dopisał własny wers, zagiął kartkę i podał Eugeniuszowi. I tak w kółko przez kilka kolejek. Rezultat przeszedł moje najśmielsze oczekiwania:


Jesteś za młoda, by oceniać rzeczywistość (E.P.)
Kursywa bytu, ciemne sady! (J.G)
Jesień już, Panie, a ja nie mam natchnienia (E.T.-D.)
Więc piszę od lewej do prawej
Smutny jak księżyc, który łapie kot (E.P.)
I tak dalej
W ten sam chory deseń (J.G.)
Daleko stąd zostawiłem swoje dawne
I niedawne ciało, ale nie mam do nikogo pretensji (E.T.-D.)
I nie ma wytrychu, którym można by otworzyć
Automatyczne drzwi (E.P.)
We wnętrzu! We wnętrzu! (J.G.)
Bo natchnienie, panowie jest co najmniej
Zjawiskiem zajefajnie chujowym (E.T.-D.)


Poznań, Hallo Cafe, 21.01.2009 r.

dada lives in hallo cafe, panie, panowie i hermafrodyci. Mniam:)
Powyższy tekst nie był oczywiście autoryzowany przez panów Edka/Jacka/Eugeniusza, tak że jeżeli któryś z autorów poprosi o usunięcie powyższego tekstu, życzenie to, rzecz jasna, zostanie spełnione.
A tak na marginesie, wieczór smaczny jak dojrzałe renklody:)

8 komentarzy:

  1. No to ciekawe, jak ludzie potrafią reagować w rzeczywistości - wcześniej dostając sygnał, impuls - do zignorowania. A teraz pomyśl - chodzisz ulicami, mijasz różnych ludzi, jesteś w miejscach mało znaczących, a po jakimś czasie refleksja, pamięć i alkohol powiedzą ci o okruchu jakiś-tam-bezsensownych-wydarzeń, które obecnie potrafią tobą kierować.

    Zacne to.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wieczór zaiste wypełniony bakaliami. Kosz pełen renklod, lubaszek, damascenek, a każda na swój sposób słodka z kwaśną nutą i kapką goryczy. Zwłaszcza Dycki w szczególny sposób mnie rozaniela; nozdrza łzawią pochylone nad jego "chujową kondycją poetycką".

    A tak na marginesie, Janoszko:
    można ŚWIATŁO by
    co ŚWIATŁO najmniej...:P

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale pointa pozostawia pewien niedosyt. Brakowało chyba jeszcze jednej rundki kartką :)

    I czy ktoś mi wyjaśni, co marsel ma na myśli i do czego? Chyba, że to ja - wykastrowałam kota i od tego momentu cała rzeczywistość mi się pokaszaniła ;) (teraz możemy się zacząć zastanawiać o co MI właściwie chodzi ;) )

    OdpowiedzUsuń
  4. Ha ha, widzisz, Madziu, uznani poeci też popełniają błędy (zachowałem pisownię oryginalną z rękopisu; zobaczysz zresztą, kiedy Ci Krzychu prześle skan). Jakby wszyscy pisali poprawnie to by takie panie jak Ty roboty nie miały :P Po namyśle poprawiłem jednak błędy E.P. i E.T.-D.

    OdpowiedzUsuń
  5. maga --> Tekst miał się zakończyć wraz z brakiem miejsca na dalsze wersy, tak też się stało, a puenta (i zarazem ostatni wolny kawałek kartki) przypadła Eugeniuszowi Tkaczyszynowi-Dyckiemu.
    A Marsel niech się sam tłumaczy, też go do końca nie zrozumiałem:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzięki. Miło mi, że zaszczyt obmycia redaktorskim okiem 1. publikacji tego tekstu (choć nieautoryzowanego przez ww. Panów) przypadł mi w udziale;)

    A co do uwagi Marsela - czy nie próbował odnieść się po prostu (po krętemu he!) do wypowiedzi owej pani w fioletowym sweterku, której (jak się nam pierwotnie wydawało) niedorzeczne pytanie stało się zaiste przyczynkiem do powstania powyższego smaczku?

    OdpowiedzUsuń
  7. --> Marsel: to sok z gumijagód. Mam jeszcze kropelkę, toteż polecam się na przyszłość:)

    OdpowiedzUsuń